- Victoria,skup się dziecko,twoja dobra ocena na zakończenie wisi na włosku! - denerwowała się moja nauczycielka. Niestety,dzisiejszego dnia nic mi się wychodziło. W czasie lunch'u wylałam zupę na najbardziej wpływową laskę w naszej szkole - Taylor Winley,czyli na dziewczynę z 3 klasy,która chodzi do tej szkoły od 3 miesięcy,a już się panoszy. Wraz ze swoją ,,świtą" na każdej przerwie chodzą do łazienki (niekoniecznie damskiej) poprawić make-up (podobno,ale sam Bóg wie czy coś jeszcze). Na stołówce bierze tylko sałatkę i sok,więc jak wylałam na jej drogie ciuchy krem z kurczaka myślałam,że zaraz wybuchnie. Na szczęście w porę ulotniłam się wraz z dziewczynami. Ale nie o to chodzi.
Już od kilku miesięcy wręcz zmuszałam się do nauki i innych moich obowiązków. Ciągle chodzę smutna przez co moi rodzice się o mnie martwią. Taki sarkazm. Nie za często zwracają na mnie uwagę. Nasza rozmowa najczęściej wygląda tak: ,,Jak w szkole?" ,,Ok" ,,To dobrze" i koniec.
Czuje się jakoś...samotnie. No niby mam świetne przyjaciółki i w ogóle,ale to nie to samo. Potrzebuje innej bliskości. Damsko-męskiej. Maya ma chłopaka od roku. Ale kto by się w niej nie zakochał? Ma piękne,długie,brązowe loki,których zawsze jej zazdrościłam i cudne czekoladowe oczy. Figura też jak od modelki. Jej życie towarzyskie odkąd pamiętam było lepsze od mojego. No i jeszcze jej chłopak Charlie. Jest miły i zabawny dokładnie jak ona. Nagle z moich rozmyślań wyciągnął mnie zrezygnowany głos:
- Siadaj,jedynka.
- Ale...
- Żadne ,,ale". Rozczarowałaś mnie. - usiadłam w ławce. Lily coś bazgrała na papierze. po chwili podała mi papier,na którym kształtne litery układały się w napis ,,Co z tobą?". Wzięłam długopis i napisałam jej tylko PCWD czyli powiem ci w domu. Przez resztę lekcji siedziałam i rysowałam na kartce modląc się,aby ta lekcją się już skończyła. Nareszcie,gdy zadzwonił dzwonek, sygnalizujący koniec zajęć szybko spakowałam książki i wręcz wybiegłam pierwsza z klasy.
Przed budynkiem usłyszałam głos wołający ,,Vicky!" i od razu poznałam jego posiadacza.
- Vicky,zaczekaj,wiesz,że nie mogę tak biegać. - No oczywiście, przecież Lily ma jakąś tam chorobę, przez którą jaj płuca nie pracują tak jak powinny. Zatrzymałam się,aby mogła mnie dogonić. Stanęła naprzeciwko mnie,ale nic nie mówiła tylko oparła się rękami na kolanach i głęboko oddychała. Po 2 minutach nareszcie udało jej się ustabilizować oddech.
- Przepraszam,zapomniałam. - mówiłam serio. Jedyne co chciałam teraz zrobić to wrócić do domu,zamknąć się w pokoju i włączyć muzykę na full,by zapomnieć o tym całym chorym dniu. Jeszcze sobie tak marze o długiej kąpieli w wannie z płatkami róż i świecami. Ahh
- Vicky!
- O rany co się dzieje?
- Znowu się wyłączyłaś.
- Przepraszam,co mówiłaś? - zapytałam zażenowana patrząc na czubki swoich butów. Mam dziś strasznie słaby dzień.
-Powiedziałam,że się nie gniewach choć jeszcze to przemyśle i czy idziemy do ciebie czy do mnie?
- Do ciebie,do mnie do domu nie mam siły ani ochoty iść...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------BARDZO PRZEPRASZAM!!! Niestety ostatnio nie miałam ani czasu ani weny. I tak ten rozdział nie jest taki jaki sobie wymarzyłam. Spróbuję się poprawić. Będę pisać regularnie i dłuższe rozdziały.
Jak myślicie hmm? Co Vicky powie Lily?
Jeszcze raz przepraszam
Ula